- W tym sezonie każde miejsce powyżej ósmego trzeba przyjmować z uśmiechem - tłumaczył przed rajdem
Kubica. Podczas weekendu w Mikołajkach dobry humor nie opuszczał go do końca. Po dwóch dniach polska załoga zajmowała w generalce bardzo wysokie szóste miejsce, w sobotę spadła o jedną pozycję. Wydawało się, że w niedzielę trzeba po prostu dojechać do mety, by zająć siódme miejsce. Niestety Kubica na kończącym rajd powerstage'u miał wielkiego pecha. W połowie oesu przebił oponę i przegrał z będącym za nim
Krisem Meeke o 16 sekund. - Co możemy zrobić, na naszej linii przejazdu był kamień... - mówił na mecie Kubica. - To duże rozczarowanie, bo rajd przebiegał dla nas świetnie, ale takie właśnie są
rajdy - mówił na gorąco na mecie odcinka.
Wcześniej wszystko układało się po myśli polskiej załogi. - Popełniliśmy w rajdzie jeden błąd na krzyżówce. Trochę się zapominam, że nie mogę bokami jechać takich krzyżówek, szczególnie lewych, wtedy brakuje ręki [prawa jest zrekonstruowana po fatalnym wypadku w 2011 r.]. Szkoda, straciliśmy 12-13 sekund i zgubiliśmy kontakt z rywalem - mówił w sobotę Kubica.
Żałował także, że nie udało się wygrać ani jednego oesu przed polską publicznością. Cztery razy był blisko - trzykrotnie na Arenie
Mikołajki przegrywał o dziesiąte części sekundy - w czwartek o 0,5 (z Ogierem), w piątek o 0,3 (z Prokopem), w sobotę o 0,1 (znowu z Ogierem). Raz prawie pokonał mistrza świata "w terenie" - na OS6 Babki do triumfu zabrakło 1,5 sekundy.
Kończący rajd odcinek specjalny wygrał Sebastien Ogier, który na powerstage'ach nie ma sobie równych. Francuz za zwycięstwa na tych próbach uzbierał w tym sezonie już dodatkowe 18 punktów do klasyfikacji generalnej, której z dużą przewagą przewodzi.