Pomocnik Stomilu: W zespole dzieje się coś niedobrego
Pomocnik Stomilu: W zespole dzieje się coś niedobrego
REKLAMA
Waldemar Bargiel
- W zespole dzieje się coś niedobrego i wszyscy razem musimy to przeanalizować - mówi Paweł Głowacki, olsztyński pomocnik. W sobotę Stomil przegrał na stadionie w Ostródzie z Zagłębiem Lubin aż 1:4.
REKLAMA
Ślązacy, którzy przewodzą pierwszoligowej tabeli, już w 23. minucie objęli prowadzenie po bramce Łukasza Janoszki. A to był dopiero początek festiwalu strzeleckiego w wykonaniu Zagłębia. Kolejne gole w krótkich odstępach czasu zdobywali Krzysztof Piątek (25.), Arkadiusz Woźniak (33.) i ponownie Janoszka (77.). Rozmiary porażki zmniejszył Ukrainiec Roman Maczułenko (87.), ale to było marne pocieszenie bo Stomil przegrał aż 1:4. Przypomnijmy, że zaledwie tydzień wcześniej, także na stadionie w Ostródzie, uległ najsłabszemu w lidze Widzewowi Łódź 1:3.
Rozmowa z Pawłem Głowackim
Waldemar Bargiel: Goście atakowali, ale to napastnik Stomilu Łukasz Jamróz stworzył pierwszą groźną sytuację bramkową. Gdyby ją wykorzystał mecz mógłby się potoczyć inaczej?
Paweł Głowacki, pomocnik Stomilu: - Łukasz inteligentnie przejął piłkę na naszej połowie boiska i gdyby trafił do siatki, spotkanie przybrałoby inny przebieg. Trzeba przyznać, że Zagłębie zbyt łatwo dochodziło do sytuacji strzeleckich. Rywale podeszli do tego meczu bardzo podobnie jak Widzew i Arka, które pokonały nas w poprzednich kolejkach.
Nie zdążyliście się otrząsnąć po pierwszym golu dla Zagłębia, a zaledwie 10 minut później przegrywaliście 0:3. Co się stało?
- Przy pierwszym nasz bramkarz Dawid Mieczkowski próbował ratować sytuację i obronić uderzenie nogą. W polu karnym zrobiło się jednak duże zamieszanie, a Janoszka oddał strzał, który moim zdaniem był łatwy i nie powinien zakończyć się bramką. Przy drugim Witalij Berezowskij chciał wyprzedzić wbiegającego Piątka, ale został przez niego wymanewrowany. Jeśli chodzi o trzeciego gola, to przeciwnicy byli bardzo ruchliwi i często zmieniali się pozycjami na boisku. Z kolei my, można powiedzieć, że w obronie nie istnieliśmy. W naszym zespole dzieje się coś niedobrego i wszyscy razem musimy to przeanalizować.
Trener Mirosław Jabłoński w przerwie meczu nie próbował wami wstrząsnąć?
- Chciał nas zmotywować, ale przede wszystkim to my sami próbowaliśmy sobą wstrząsnąć. Drugie 45 minut było w naszym wykonaniu znacznie lepsze. Popełnialiśmy mniej błędów i atakowaliśmy z większą determinacją. Nasze wysiłki nie przyniosły jednak efektów, bo to Zagłębie kontrolowało wynik.
W końcówce spotkania graliście tak, jak powinniście od początku. Najpierw Wołodymir Kowal był w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości, ale zatrzymali go obrońcy. Chwilę później Roman Maczułenko zdobył honorową bramkę. Dlaczego tak późno?
- Wszystkim nam się wydawało, że Kowal, który za daleko wypuścił sobie piłkę, w polu karnym był faulowany przez Jakuba Tosika. Cóż, sędzia był innego zdania. A co do honorowego gola, to padł on po pomysłowym ataku. Łukasz Jegliński posłał prostopadłe podanie w pole karne, a Roman umiejętnie złamał akcję do środka. Szkoda, że była to dla nas tylko nagroda pocieszenia.